wtorek, 27 sierpnia 2013

Teneryfa służbowo - cz. 2

Kolejny dzień nadawania z Teneryfy, agregat tuż przed hotelem dalej huczy - to chyba cud, że nie słyszę tego huku przez cały dzień po wyjściu z hotelu. Już nie mogę doczekać się powrotu do mojego spokojnego Puerto Lajas. Gdyby ktoś nie wiedział, jaki mam widok z balkonu (tak, musiałam się pochwalić) :


Tutaj za to mam codziennie hałas i smród. Ale jest fajnie ;)

Dzisiaj zrobiłam rundkę dookoła wyspy - prawie 300km - oczywiście autobusem, bo jestem zbyt leniwa żeby jechać autem (a tak serio - chodziło o to, żebym poznała wycieczki).

Główne punkty - widoczki i rośliny i właśnie o roślinach będzie tutaj.


Moim ulubionym drzewem na Teneryfie (i również Gran Canarii) jest pinus canariensis, czyli sosna kanaryjska. W Polsce co roku/co dwa lata w lecie informuje się o wielkich pożarach na Wyspach Kanaryjskich - rok temu spłonęło 11% La Gomery (w tym znaczna część Parku Narodowego Garajonay, ale o tym miejscu za kilka dni), ewakuowano 1/4 mieszkańców tej malutkiej wysepki.
Dzisiaj jedna z animatorek, która rok temu pracowała na Teneryfie, powiedziała że z hotelu było widać pożary - na tej wyspie tylko w zeszłym roku spłonął 1% wszystkich drzew!!!. Ja rozumiem - wysokie temperatury, jakiś porzucony przypadkiem kawałek szkła, ale niestety w znacznej części pożary w tym regionie są powodowane celowo, a wysokość wysp i dostęp do lasów nie ułatwia gaszenia ognia (od kilku lat przeszkodą są też oszczędności).

Rozróżnia się dwa rodzaje pożarów - jeden (mniej groźny) idzie po wierzchołkach - żeby go zatrzymać, wycina się szybko pewną część drzew i to wystarcza. Drugi pożar idzie dołem, podściółką - nie dość, że na początku go nie widać i zyskuje znaczną przewagę nad ludźmi, to jeszcze bardzo ciężko się go gasi.

Jak to się dzieje w takim razie, że w ciągu roku po pożarach spalone obszary zaczynają żyć na nowo? Sosna kanaryjska jest trochę tak jak feniks - ogień jej nie straszny ;) ma na tyle twarde drewno, że pali się z zewnątrz (mniejsze gałązki, igły, kawałki kory stają się czarne), a w środku dalej sobie wesoło rośnie. Jak rośnie sosna, to zaraz znów pojawia się kawałek trawki, krzaczek i inne tego typu atrakcje - co prawda las jeszcze przez wiele lat nie odzyskuje swojej dawnej formy, a osmalone, czarne pnie drzew są dosyć depresyjne, ale to i tak lepiej niż gdyby paliło się całkowicie.
Wytrzymałość drewna sosny spowodowała, że w XVIII i XIX wieku wykorzystywano ją do budowy statków, przez co zalesienie Gran Canarii spadło z 90% do niecałych 20%. Smuteczek, jak powiedziałaby Kowalska :(

Inne drzewko, z którego słynie Teneryfa to Dracena Drago - czyli dracena smocza. W miejscowości Icod de los Vinos (to na północy wyspy, robią bardzo dobre świeże winka) rośnie jedna, która ma pomiędzy 600 a 800 lat. Jak to w turystyce - liczby się zaokrągla dla zrobienia wrażenia, dlatego nazywa się ją draceną milenijną - że niby 1000 lat już tak rośnie (ściema - tak mówi moja mądra książka o Wyspach Kanaryjskich).

Tak jak i sosna kanaryjska, jest to endemizm z obszaru Makaronezji (jaka mądra nazwa! nie ma nic wspólnego z makaronem niestety - oznacza Wyspy Kanaryjskie, Maderę, Azory i Wyspy Zielonego Przylądka). Skąd się tutaj wziął? Według legendy pewien wojownik zabił smoka, a krew tego potwora spadła w kilkaset miejsc w tym obszarze - stąd nazwa Drzewo Smocze, a czerwona żywica wypływająca po nacięciu kory to właśnie krew zabitego smoczyska. Jak widać, nie tylko nasz Szewczyk Dratewka walczył ze smokami, Guanczom i ich przodkom też się zdarzało.
I tak, to drzewo to bliska rodzina zwykłej draceny - tej, którą sadzi się u nas w doniczkach - o mniej więcej takiej:
Inna roślina, której rozmiary nie przestają mnie tu zadziwiać, to fikus. W Polsce na ogół sadzimy go w doniczkach, jak komuś wyrośnie na 1.5 metra to już jest super - dalej w doniczce. Tutaj fikusy to na ogół dosyć potężne drzewa. Podobnie wygląda sprawa z kaktusami - u nas w doniczkach, na Kanarach rozłożyste. Można się tu poczuć jak w Parku Jurajskim.
(Marta - możesz pozdrowić Mamę! - objaśnienie dla wszystkich: w trakcie pobytu na Gran Canarii i Teneryfie moja mama bardzo przeżywała, że to co w Polsce wymaga bardzo dokładnej opieki, nawozów, szklarni/palmiarni/jakkolwiek można nazwać miejsce na trzymanie kwiatów w zimie, tutaj rośnie ot tak, tuż przy brzegu drogi).

Właśnie za sprawą drzew przeżyłam jedną z moich największych kłótni z G. - pokazał mi drzewo, mówiąc że to migdałowiec - dobre pół godziny kłóciłam się z nim, że przecież migdały nie rosną na drzewach... No nie, skądże, znajduje się je pod poduszką i przynosi je Migdałowy Czarodziej ;)


Wyglądają jak nasze wiśnie, kwitną zimą i sprawiają, że przez trzy dni muszę przepraszać mojego faceta za kłótnię. Podstępnie zdradzieckie :(

Kolejny post już powoli się tworzy, też będzie o roślinach - tym razem co ma wspólnego czekolada i bób :)

p.s. Wiem, że może przesadziłam jeśli chodzi o 'encyklopedyczność' tego postu, ale doszłam do wniosku, że mało jest w internecie ciekawostek i konkretnej pozaprzewodnikowej wiedzy o Wyspach Kanaryjskich po polsku - a że siedzę tu już trochę i  ostatnio kupiłam kilka książek na temat regionu, takich sensownych książek a nie broszurek, to chcę się motywować do czytania, szukając potwierdzonych informacji i spisując je po polsku.




2 komentarze: