albo po prostu ja jestem bardzo mięciochem. To już nawet nie chodzi o to, że wydarzyło się na Gran Canarii niedaleko domu G., czyli miejsca do którego mam sentyment. To chodzi o to, że ten delfin taki biedny przerażony, szukał pomocy u ludzi (nie, jak widać nie jest jednym z tych delfinów które gwałcą ludzi), na szczęście znaleźli się tacy którzy mu pomogli. I ta scena z delfinem jadącym pickupem, chlip chlip...wcale się nie rozpłakałam :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz